Nie chcę tutaj nikogo pouczać co ma robić ale pragnę aby w prosty, zrozumiały sposób przekazać wam pewne filozofie, które mogą pomóc w zrozumieniu wielu „życiowych spraw”. Piszę jak ja to widzę, jak ja to zrozumiałem z obserwacji życia własnego oraz innych. Łączę różne teorie, które przeczytałem w różnych książkach, doświadczyłem i zaobserwowałem. Na pewno nie wyczerpuje to tematu a z drugiej strony do każdego przemawia co innego dlatego tak często zachęcam was do własnych poszukiwań, do własnego zrozumienia bo jeszcze się taki nie urodził co wszystkim dogodził. Choć pewne prawdy są nieśmiertelne i niezmienne. Trzeba je tylko odkryć. Super jeżeli to pomoże, zainspiruje choć jedną osobę.
Skąd się bierze ten kryzys wiary?! Mam tu na myśli wiarę ogólną, w to co nie może rozum ogarnąć, wiarę w realizację marzeń, osiągania tego czego się pragnie… Jednak ta wiara wg mnie ma swoje podłoże w wierze religijnej dlatego też tu do niej nawiązuję. Więc jak to jest z tym kryzysem wiary? Słyszy się co raz częściej, że ludzie odchodzą od religii, kościołów, boga. Coś co miało dawać nadzieję, być ideałem i fundamentem, zawodzi…? Według mnie religie są zbyt zapatrzone w siebie i zagubiły gdzieś człowieka i żar wiary, o którym jest w historyjce na początku rozdziału „przypowieść o ogniu”. Kapłani również co raz częściej dbają o własne dobro nie dostrzegając ludzi wokół. Nie tłumaczą ludziom jak żyć w zgodzie z religią i przy tym nie zagubić się we współczesnym świecie. Świecie, którym rządzi pieniądz i korporacje nastawione na zysk, zniewalające ludzi. Ci natomiast zatracili istotę tego kim są i tracą swą energię na niepotrzebne rzeczy. Dziś ludzie tak się zatracili w świecie fizycznym, że bardzo często nie potrafią samodzielnie myśleć. Są zależni od innych, licząc, że ktoś im powie jak żyć. A oczekują tego w szybkiej, prostej i krótkiej jak sms informacji. Wielkie hasła aby „żyć jak Chrystus” nie przemawiają do ludzi, bo co to dziś znaczy? W kościołach msza podobna do mszy, na której kapłan głosi często swoje polityczne przekonania. Msze na których czyta się fragmenty biblii, których mam wrażenie prawie nikt nie rozumie. Przypomina mi to wypracowania w szkole z cyklu „co autor miał na myśli?” A ku… skąd mam wiedzieć?! To wie tylko autor! Na lekcjach religii bardziej dba się o zeszyty, kolorowanki ze świętymi i mówi o religii bardziej jako o historii niż o wartościach, które ona niesie. Szczytem „zaufania” są podpisy z niedzielnych mszy, które zbiera dziecko. Dla mnie dramat! I jak później to dziecko w dorosłym życiu ma komuś ufać??!!!! Do ludzi nie przemawiają historyjki, że trzeba żyć w ubóstwie jak Kościół Katolicki ma ogromne majątki a na świecie panuje głód i niewielu jest misjonarzy, którzy pomagają. Trzeba kochać bliźnich a kapłani sami dzielą ludzi na lepszych i gorszych czyli wierzących i niewierzących. Jak ludziom to wytłumaczyć jak mają rachunki do zapłacenia, trzeba kupić dziecku książki do szkoły, trzeba zapłacić księdzu za ceremonię? I skąd się bierze ten kryzys wiary?
Chcesz zmienić świat zacznij od siebie, od swoich przekonań. Jeżeli religie chcą pomagać ludziom to może im wytłumaczyć, że nie chodzi o ubóstwo aby chodzić w starych łachmanach i wszystko rozdać bo gdyby nie rozwój ludzkości i dobra, które tworzymy to nadal siedzielibyśmy w jaskiniach. Jeżeli Bóg jest stworzycielem wszystkiego to czy te wspaniałe wynalazki nie zostały stworzone ręką Boga? Tylko nauczmy się z nich mądrze korzystać. Nie wykorzystujmy atomu do robienia bomb tylko do wytwarzania energii. Korzystajmy z samochodów, telefonów i innych dobrodziejstw bo to nam pomaga i ułatwia życie. Jednak nie przywiązujmy się do nich tak, że nie widzimy nic poza nimi, że nie widzimy istot ludzkich. Pieniądze przychodzą i odchodzą, nie róbmy z nich bożyszcze. Dzielmy się tym co mamy, pomagajmy sobie i dziękujmy za to co otrzymujemy. To jest ubóstwo wynikające z braku przywiązania bo przywiązanie rodzi w nas stres, że to stracimy. Przywiązanie dzieli i ogranicza. Gdy jesteśmy ponad przywiązaniem to jesteśmy wolni, nie oceniamy, nie szufladkujemy, nie zazdrościmy.
Jeżeli mamy żar wiary w sobie to wiemy, że zawsze możemy się podnieść z upadku i nawet otrzymać więcej. Jeżeli religie mówią o miłości to nie tej interesownej ale o tej przez M, w której to wszyscy jesteśmy tymi samymi istotami i nie ma lepszych ani gorszych. Wszyscy wywodzimy się z tego samego Źródła. Jeżeli nie kierujesz się miłością i manipulujesz ludźmi, wykorzystujesz ich to w myśl zasady, że co dajesz to otrzymujesz ten brak miłości powróci do ciebie pod postacią czegoś niechcianego. Dlaczego nikt tego nie tłumaczy. To stąd biorą się choroby, wypadki, starty… Wznosimy mury podziałów zamiast je burzyć w imię miłości do bliźniego. Dlatego religie powinny łączyć a nie dzielić. Niestety złe programowanie trwa od tysięcy lat ale ludzkość małymi krokami jednak zmierza do przodu ku oświeceniu. Jest to temat rzeka…
Zasygnalizowałem tu nurtujące mnie sprawy. Zastanów się, sam wyciągnij wnioski. Spójrz na siebie, na co jesteś zaprogramowany. Jeżeli wszyscy mieliby czyste serca wypełnione miłością i zaufaniem do Boga to nie byłyby potrzebne żadne ruchy społeczne, polityczne czy jakiekolwiek inne, które tylko dzielą ludzi i wznoszą mury pomiędzy nami. Przypomniało mi się takie stwierdzenie wyczytane gdzieś tam, że nie ma złych systemów religijnych, politycznych, społecznych. Wszystkie one są takie jak ludzie, którzy w nich działają.